środa, 19 maja 2010

JESTEM LĘKIEM c.d.

Rozdział II


- Mamo, mogę mieć szczura?
Annies westchnęła. To samo słyszała od tygodnia, średnio dwadzieścia razy dziennie. Bała się rozmów z córką, szczególnie wówczas, gdy musiała jej czegoś zabraniać. Kasia była zdecydowaną, odważną osóbką i potrafiła walczyć o swoje. Annies czuła, że córka wymyka się jej i niedługo zostanie tylko cieniutka nić łącząca je ze sobą. Coraz częściej zastanawiała się, czy Kasia w ogóle jej potrzebuje. Tak dobrze radziła sobie sama! Nieodparte wrażenie, że role się odwracają, było dla niej zbyt bolesne. To ona oczekiwała zgody trzynastolatki, jej akceptacji, pomocy. Kasia była silniejsza od niej! Bała się tego. Stąd jej gwałtowne sprzeciwy wobec pomysłów nastolatki, krzyki i kłótnie. To nic nie da – mówiła do siebie po każdej awanturze, gdy w jej duszy brzmiał jeszcze trzask zamykanych przez Kasię drzwi. Nie zdarzało się, by dziewczynka pierwsza przyszła do matki. Nie, to ona, Annies musiała iść i niemal prosić o wybaczenie. Jak ryba w wysychającej sadzawce chwytała każdą kroplę porozumienia, chwytała chwile, gdy Kasia była w nastroju do zwierzeń, albo miała ochotę wybrać się gdzieś z razem. A zdarzało się to coraz rzadziej... . Czuła się taka osamotniona w swym byciu matką! Grzegorz tylko uśmiechał się drwiąco, gdy próbowała wymusić coś na Kasi, skłonić ją na przykład do posprzątania po sobie, czy kupienia bułek w sklepie. Spoglądała na niego błagalnie i przełykała łzy. A on zwykł mawiać:
- Tak ją wychowałaś, a teraz się czepiasz. Mnie nie dopuszczałaś, więc dalej brnij sama.
Tylko tyle miał jej do powiedzenia.

Annies, po kolejnej kłótni z córką, siedziała w kuchni i popijała kawę. Tym razem poszło o szczura – małe, miłe zwierzątko. Nie chciała się zgodzić na kolejnego lokatora. Kasia dość beztrosko traktowała swoje obowiązki wobec pojawiających się w domu zwierzaków, a Annies nie miała ochoty zajmować się szczurem. Chyba głównie z powodu łysego, żmijowatego ogona. Oczywiście ogon był tylko pretekstem. Pamięć, pamięć. Wybiórcza z wygody. Ale przy odrobinie wysiłku wyświetla minione lata. Annies, nastolatka, marzy o kocie. Śni o nim! A mama nie zgadza się. Dorosłe argumenty wydają się dziewczynie mało ważne i wymuszone. Zresztą nigdy nie było porozumienia między nią a matką. Mama! Stanowcza, samodzielna, czasem niemal władcza. Dyskusja z nią? Niepodobieństwo! Decydowała lekko i nieodwołalnie. Gdy Annies próbowała się do niej zbliżyć, czuła mur – mocny, stabilny i niezmienny. Owszem, matka okazywała jej uczucie, i to nawet dość wylewnie, ale w momencie, gdy Annies czegoś chciała, tężała. Słowa Annies uderzały o mur, odbijały się i wracały. Mogła tak „grać słowami” w nieskończoność. I nic. A ojciec..., ojca nie było. Nawet nie próbował zaistnieć. Gdy jeszcze był z nimi, to raz jedyny się odważył. Annies chciała grać w siatkówkę w klubie. Poprosiła ojca o zgodę. Matka wyjechała wówczas na parę dni. Zgodził się. Poszedł z nią, wpisał na listę i umówił na pierwsze zajęcia. Po powrocie matki rozpętała się burza. I Annies nie poszła do klubu. Nie traciła czasu na bzdury, skupiła się na nauce. A potem ojciec zniknął z ich życia. Poczucie obowiązku kazało mu utrzymywać kontakt z dziećmi (kartki na Święta, drobne prezenty w paczce). Kiedyś, gdy Annies była już dorosła, zaprosił ją do siebie. Annies nie śmiałaby wyjechać bez pozwolenia matki.
- A więc to tak – masz w nosie moje uczucia, moje poświęcenie, mój czas. Pędzisz na jedno skinienie człowieka, który zostawił nas na pastwę losu i ani razu nie zatroszczył się o trzy słabe istoty.
- Mamo, nie było tak źle – miałaś dobrą pracę, radziłaś sobie całkiem dobrze... .
- A co ty wiesz! Ta straszliwa samotność... .
- A Zbyszek?
- Zbyszek, Zbyszek. To nie to samo. Zresztą pojawił się, gdy byliście już prawie dorośli. Nie interesuje cię oczywiście, jak było wcześniej. No i dobrze – jedź, jak chcesz.
- Mamo, ja tylko myślałam, no myślałam, że po tylu latach, że może on chce nam coś wyjaśnić, coś naprawić... .
- A co tu naprawiać? Wszystko jasne. Egoista! Chciałby mnie oskarżyć i obarczyć winą. O to chodzi! A może masz zamiar tam zostać? W każdym razie nie licz na niego! Do pomocy nigdy nie był skory.
- Mamuś, to mój ojciec, nie chcę całkiem zrywać tego, co nas bądź co bądź łączy!
- Ależ nikt niczego nie zrywa! Rozmawiasz z nim przez telefon, dostajesz kartki na Święta. I wystarczy. Trzeba mieć odrobinę godności. A teraz – rób jak uważasz, moje zdanie znasz!
I nie pojechała. Przepłakała potem całą noc. Wiedziała, że coś straciła, ale nie mogła, nie miała siły przeciwstawić się matce.

Szczur..., czy warto walczyć o taką rzecz? Dobrze, wiadomo, że nie o szczura chodzi, nie o szczura... . Chodzi o nią i o to, by jej zdanie było respektowane, miało jakąś moc... .

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powieść w odcinkach :) Świetnie się czyta :)
    No i gdzie Ty dorwałaś takiego kota? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kota? w Toskanii! Ale nie chciał z nami jechać do zimnej Polski ;-)

    OdpowiedzUsuń