niedziela, 23 maja 2010

JESTEM LĘKIEM c.d. - "Kasieńka"

Rozdział III


„To chyba niemożliwe. Nie można się tyle uczyć. Już czuję, że moja głowa przypomina stragan warzywny – trochę tego, trochę tamtego – fasola, marchew, kwas buraczany. A jeszcze szkoła się nie zaczęła na dobre. Mówiłam rodzicom, że nie dam rady i nienawidzę tej budy! Kiedy mówię o tym mamie, to się dziwi –„przecież jeszcze w niej nie byłaś?” - Nie byłam, nie byłam. Wymyślili sobie dla mnie jakąś super szkołę – bo poziom, bo to, bo śmo. A Jagoda w zeszłym roku już mi mówiła, że tam trzeba być kujonem, a i tak ledwo można przegramolić się z klasy do klasy. Nie zdam, zobaczycie, nie zdam i tyle będzie z tej waszej szkoły! A jeszcze w domu ciągle gonią do roboty. Babcia zawsze powtarza, że mama nie miała właściwie żadnych obowiązków, tylko naukę. A ja?! Tego wstrętnego bachora, mojego brata, rozwydrzone zwierzę polne, muszę przyprowadzać ze szkoły. I sprzątać. A tak w ogóle, to nie pojmuję czemu mama tak uwielbia to sprzątanie – sto razy dziennie odkurza i jeszcze pięćdziesiąt poprawia. Te pyłki tylko na to czekają - ona raz przejedzie, a wtedy one hop! Ona znowu i tym razem to już po nich. I po co to? O, już następny szykuje się do ataku - iii raaaz – życiowy skok! A mama po nim tą rurą! Niestety, są ich tysiące i nigdy nie skapitulują. I ja też tak mam się wygłupiać, jak ona? Nie! Nigdy! „Co, już skończyłaś odkurzanie?! Tak szybko?!” Ano tak! I wtedy nadchodzi inspekcja, a wraz z nią awantura. Nienawidzę tego!"

Kasia ocknęła się z zamyślenia. Skończyła lekcje wcześniej, a ponieważ mama nie mogła po nią przyjechać, szła teraz do babci. Nawet lepiej, bo u babci przynajmniej nic jej nie każą robić. Tylko jeść (niestety zdecydowanie za dużo, wziąwszy pod uwagę jej tłuste uda i brzuch, monstrualnie wręcz gruby). Kasia stanęła przed domem babci. Cichutko otworzyła wejściowe drzwi i znalazła się w przedpokoju. Na wprost jej zadartego noska, wisiało ogromne lustro w mosiężnych, stylowych ramach. Spojrzała w nie. Zobaczyła trzynastoletnią dziewczynę. Ładną? Ładną! Obcisłe dżinsy (przydałyby się nowe). Koszulka z napisem Super Girl (przydałaby się nowa) i ... plamka! Aha, trzeba zmusić rodziców, by dali trochę kasy na nowe ciuchy. Bo właściwie jak ona wygląda??? W s z y s t k i e koleżanki ubierają się modnie, a ona tymczasem... – jak ta wieśniara! Nie ma co na siebie włożyć. Mama śmieje się, gdy o tym słyszy. Pewnie, sama ma dwie szafy pełne ciuchów i ... .
- Kasieńko, to ty? – z kuchni wyjrzała jasna głowa babci. Jej babcia jest superaśna – szczupła, zadbana, zawsze z nienagannym makijażem i modną fryzurą. Nowi znajomi nieraz myśleli, że to jej mama.
Zbyszka nie było w domu. Zbyszek, to drugi mąż babci, młodszy od niej o pięć lat. Z ojcem mamy babcia rozwiodła się dawno temu. Kasia słabo go znała. Był jakiś dziwny. Teraz siedzi w Holandii. Kumpelki jej zazdroszczą, ale nie ma czego. Naprawdę! Czasem dziadek przysyła jakiś drobiazg, najczęściej ni w pięć ni w dziewięć. Na przykład lalkę. Lalkę trzynastoletniej osóbce? Albo dla odmiany krwistoczerwoną szminkę, jak dla starej baby. I żeby chociaż opakowanie było ciekawe. Ale nie! I te kartki na Święta , a od czasu do czasu telefon do mamy. W końcu to jego córka. Drugi mąż babci, Zbyszek, jest trenerem. I żaden z niego dziadek. Nawet kazał mówić do siebie po imieniu. Początkowo mamie wcale się to nie podobało, ale przywykła. Zbyszek świetnie jeździ konno i to właśnie on zaraził Kasię tą pasją. Marcina też, chociaż ten mały był jeszcze na to za smarkaty (tak przynajmniej twierdziła Kasia). Kasia lubiła Zbyszka, ale bez przesady. Jej zdaniem zanadto się mądrzył. Za to babcia była w dechę, prawie jak najlepsza przyjaciółka. A teraz wyglądała z kuchni i uśmiechała się do Kasi.
- Babciu, nienawidzę tej szkoły! I nie wytrzymam w niej, zobaczysz!
- E tam, wytrzymasz. Chodź, zjedz zupę.
- O Boże, ty znowu o jedzeniu. Zobacz jak ja wyglądam! Te obrzydliwe fałdy na brzuchu. Jeszcze trochę i przestanę do ciebie przychodzić, bo się przez drzwi nie przecisnę!
- Co ty pleciesz! Rośniesz, rozwijasz się, więc musisz dobrze się odżywiać.
- Dobra, ale najpierw batonika – wiesz, trochę cukru dla zestresowanej duszy... .
- Ależ Kasiuniu, najpierw zupa.
- Taki malutki batoniczek... .
Babcia nie należała do dzielnych wojowniczek, szybko skapitulowała.
- Dobrze, a zaraz po nim zupa.
- Uhmm.
Kasia już siedziała na kanapie z podwiniętymi nogami i zajadała batonika przeglądając magazyn dla dziewcząt „C’est moi”.
- Oh, my God ! – krzyknęła w pewnym momencie.
- Co tam? – zapytała babcia.
- Eee, nic takiego. Czy mogę zadzwonić do koleżanki?
- Oczywiście, ale nie chodź na bosaka, bo podłoga jest zimna.
- Dobrze, dobrze – odpowiedziała Kasia, nie zadając sobie nawet trudu, by wciągnąć coś na stopy. Lubiła dźwięk swoich bosaczków i chłód podłogi, przyklejający się do nich. Dlaczego miałaby z tego rezygnować?

- Cześć Aśka – pełnym oburzenia tonem zaczęła rozmowę i zaraz wyjaśniła. – Jestem wściekła. Dlaczego? A widziałaś zdjęcie w ostatnim „C’est moi”? Jak to jakie zdjęcie?! A masz ostatni numer? Tak, przeglądaj. Dalej, dalej... .Widzisz?!!! Jak ta wieśniara dostała się do gazety? Koci rozumek. Właśnie, a teraz to już tak zadrze nosa, że będziemy mogły się na nim huśtać. Zmieni szkołę? Bardzo dobrze. Dobrze, zadzwoń później. Nara... .

Kasia, nie wypuszczając gazety z dłoni, podeszła do babci, która przewracała kotlety na patelni.
- Wiesz co? – zaczęła dziewczynka.- Ta Biszowska z naszej szkoły, z ostatniej gimnazjum, wysłała swoje zdjęcie w sukni ślubnej do „C’est moi”.
- A co, za mąż się wybiera?
- Coś ty, babciu ona pożyczyła sukienkę od starszej siostry, która w tym roku się hajtnęła. Ta wariatka napisała, że ma osiemnaście lat, jest taka szczęśliwa i baaaardzo zakochana w mężu, który ma lat... siedemnaście! Co za wiocha! Odbiło jej na całego. I teraz wszyscy zobaczą jej zdjęcie...
- ...I będzie sławna. Pewnie o to jej chodzi. Ludzie, nawet dorośli, najróżniejsze głupoty robią dla sławy i oczywiście dla pieniędzy.
Kasia najwyraźniej głęboko się nad czymś zamyśliła. Usiadła przy stole, wzięła łyżkę do ręki i tak zastygła niby antyczny posąg.
- Jedz, czemu nie jesz? – upomniała ją babcia.
- Babul, a czy ja mogłabym wysłać swoje zdjęcie do jakiegoś czasopisma?
- Po co?
- But why not? – Kasia lubiła wtrącać do swoich wypowiedzi kawałki po angielsku. Mama akceptowała to w pełni, nawet odpowiadała jej w podobny sposób, ale babcię drażniło to, jak mawiała: „anglezowanie językiem”.
- Mów do mnie w ludzkim języku! – zwróciła jej uwagę babcia.
- Ależ on jest bardzo ludzki, miliony ludzi go używają. Zaczekaj! – rzuciła Kasia już przez ramię, biegnąc do przedpokoju. Łomot, lekki trzask i już była z powrotem. Na stopach miała błyszczące, eleganckie szpilki, z wydłużonymi noskami i cieniuteńkimi obcasami. Babcia przywiozła je z Francji, ale nosiła rzadko. Kasia zaczęła wyginać się w prawo i w lewo, lekko poruszać ramionami i nogami.
- No i jak? Wyglądam superowo! Sto razy lepiej niż ta Biszowska, która ma krzywe nogi i grube łydy.
- Kasiu, poprzewracałaś wszystko w szafce – westchnęła babcia. – Takie buty nie są dla młodych dziewcząt. Lepiej wyglądałabyś w stroju do jazdy konnej.
- I miałabym wysłać takie zdjęcie do czasopisma? Żeby wszyscy zobaczyli moje grube uda?- Oj, chyba żartujesz. A przynajmniej byłoby oryginalnie. Fotografii dziewczyn w szpilkach i mini są miliony, ale w bryczesach nie. Zbyszek mógłby zrobić ci kilka zdjęć. Na koniu też... .
- Myślisz? – Kasia machała teraz nogą w górę i w dół, obserwując ruch stopy. - Kiedy? – spytała poprawiając bucik, który zsunął się właśnie z jej nogi.
- Ale co – kiedy?
- No Zbyszek mógłby cyknąć mi te kilka fotek.
- Czy ja wiem? – babcia zmarszczyła czoło. – Nawet dziś... .
- Dobra! I zaraz wyślę te zdjęcia do „ C’est moi”.
- Ale musisz mieć zgodę rodziców na publikację zdjęcia.
- A co, twoja nie wystarczy? Bo mama na pewno się nie zgodzi. Ona w kółko na wszystko się nie zgadza. Nie rozumiem dlaczego sprawia jej to taką przyjemność. Na przykład na szczura. Chciałabym mieć kogoś, kim mogłabym się zajmować, dbać o niego i kto byłby interesujący. Bo szczury takie są.
- Ależ Kasiu, miałaś przecież świnkę morską, królika. Teraz masz kanarka.
- Kanarek jest nudny!
- On jest już stary! I mama twierdzi, że wcale się nim nie zajmujesz, choć to twój ptaszek.
- Jak to – nie zajmuję się? To, że czasem zapomnę nasypać mu ziaren, czy zmienić wodę, to jeszcze nie znaczy, że ze szczurem będzie tak samo.
- Ale to „czasem” zdarza się co najmniej trzy razy w tygodniu.
- Mama przesadza – prychnęła Kasia. – A szczur to marzenie mojego życia!
- O kanarku mówiłaś to samo – przypomniała babcia, uśmiechając się do wnuczki.
- Byłam mała i niemądra... .
- Nie wiem, to już z mamą musisz ustalić
- Ale ty, ty to byś się pewno zgodziła?
- Może... .
- A ja bym go kupiła za własne pieniądze – podkreśliła Kasia, unosząc dłoń w górę.
- Kotuś, ale czy nie mogłabyś zjeść wreszcie tej zupy? – babcia dotknęła talerza i westchnęła. – No tak, jest całkiem zimna, muszę ją odgrzać.

Kasia, wciąż ze szpilkami na nogach, usiadła szybko przy stole. Językiem sprawdziła temperaturę zupy.
- Eee, ciepła jeszcze – stwierdziła i zaczęła jeść. Założyła nogę na nogę i co chwilę spoglądała na elegancję swoich stóp.
- Kasiu, zdejmij te buty – poprosiła babcia.
- Dobrze, ale zaraz. Tak ładnie w nich wyglądam. A te zdjęcia trzeba będzie zaraz wywołać i od razu wysłać. No tak, a jeżeli nie spodobają się? – Kasia spojrzała na babcię i ze zgrozą zauważyła, że ona się śmieje!
- Dlaczego się śmiejesz? – zdziwiła się.
- Jesteś taka przerażona, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. – Babcia wciąż miała rozbawiony wyraz twarzy.
- Dla mnie jest. Jak się ma trzynaście lat, to jest to ważne. – Kasia wytarła usta serwetką. – Pysio zupka - stwierdziła mimochodem. – A co na drugie?
- Bliny.
- Mniamulka! Włączę sobie komputer, a ty mnie zawołaj, jak będą gotowe.

Kasia wyszła z kuchni. W przedpokoju, nucąc jakiś znany przebój wschodzącej gwiazdy pop, zdjęła szpilki, chwilę potrzymała w dłoni, pokiwała głową i postukała obcasem o posadzkę. Z lubością wsłuchiwała się w dźwięk jaki wydawały. W końcu odstawiła je na miejsce i zajęła się komputerem, a konkretnie grą The Sims 3, prezentem od babci na urodziny. Początkowo jej umysł nie mógł uwolnić się od pewnego obrazu - otoczonej wianuszkiem fotoreporterów, sławnej, pięknej i szczęśliwej trzynastolatki. Top model! Czy to możliwe? Obraz pomału kurczył się i bladł. Simsy wciągnęły Kasię w swój krąg.

5 komentarzy:

  1. Aniu, czytam i nie mogę się oderwać, gdy już zacznę. Naprawdę wciąga. [Obsesja sprzątaniowa mamy Kasi uświadomiła mi, że ja z kolei mam strasznie zapuszczone lokum (nie lubię, nie cierpię sprzątać)]. Masz już wydawcę? ;-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawi mnie, czy tu coś na faktach:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolanto - miło mi ;-). Ech, właśnie kończę pracę zaliczeniową (podyplomowe studia)z Zarządzania Wydawnictwem i uświadamiam sobie to i owo. Czarno widzę, czarno... ;-).
    Sprzątanie, hm, jak gotowanie - jeden lubi, drugi wręcz przeciwnie. Ja należę do pierwszej grupy, ale w przypadku szaleństwa w kuchni - do drugiej :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Naczynie... - może coś, ciut, odrobinę... ;-). Zwłaszcza, jak już wspomniałam, to umiłowanie czystości i porządku ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajowskie, Siostra :)
    Jak zwykle zresztą

    OdpowiedzUsuń