czwartek, 2 września 2010

PODARUNEK BABCI DZIUNI - c.d. jednym słowem

Gdy udało się wreszcie poskromić Agnieszkę i jej nogę, wszyscy usiedli na trawie. Agnieszka uparcie wycierała stopy chusteczką podaną przez jedną z wróżek. Pierwszy odezwał się Niebieski, nie kryjąc wcale niezadowolenia:


- Ha! Tak myślałem. Właśnie tego się obawiałem! Już nie tylko kwiaty, ale i nasza woda nie jest taka jak dawniej. Spójrzcie – wyraźnie widać kolorowe smugi, coś, czego nigdy w naszych strumieniach nie było! Ryby przed nimi uciekają, a wodne rośliny zmieniają barwę. Agnieszka przerwała maltretowanie własnej stopy i zdecydowanym głosem oznajmiła:

- Musimy poznać przyczynę tych wszystkich złych zmian. Nie ma na co czekać. Do dzieła! Wstała, wyprostowała się jak struna i zapytała: - Gdzie biorą swój początek wasze rzeki i strumienie? Zaprowadźcie mnie do źródeł!

Odpowiedziała jej Różowa: - To magiczne miejsce. Rzadko tam bywamy. Mieszka tam Wodnik Błyskotek, nasz przyjaciel. Nocą poleruje kamienie, dogląda źródełek. My w tym czasie śpimy, nie jesteśmy nocnymi stworzeniami.



- Dlatego muszę udać się tam nocą. Wskażecie mi drogę?

- Oczywiście! Pójdę z tobą! Wodnik jest trochę nieufny... . Spryskam oczy magicznym pyłkiem, by nie zasnąć. – oświadczył Brązowy, głosem pełnym zapału.

Kiedy zapadła noc, wszystkie Wróżki udały się na spoczynek, układając się każda w swoim kwiatku. Gdzieniegdzie słychać było kichanie. Tylko Brązowy i Agnieszka trwali dzielnie, walcząc z sennością. Na szczęście pomógł im magiczny pyłek, którym wcześniej posypali oczy i dzięki temu teraz sen im nie groził. Księżyc wytoczył się na niebo, gwiazdy lśniły i uśmiechały się jedna do drugiej.

- Czas ruszać w drogę – zadecydował Brązowy. Posadził na czapeczce świetlika, który świecił niczym pochodnia i rozjaśniał mrok. Szli dość długo, najpierw przez łąkę, potem przez las i jeszcze raz przez łąkę. W końcu dotarli na miejsce. Przed nimi szumiała, mruczała, a nawet cichutko chichotała rzeczka. Tuż przy jej brzegu, na dużym kamieniu siedział Wodnik i drzemał. Spod jego stóp tryskały liczne źródełka. Gdy usłyszał szelest, podniósł głowę i spojrzał na przybyłych. Brązowy odezwał się do niego tymi słowami:

- Witaj Błyskotku! Jak zdrowie?

- Kiepsko, kiepsko – odpowiedział zapytany. Potem wskazał palcem na Agnieszkę: - A to kto? Dziewczynka – człowiek???

- Tak, ale nie obawiaj się. Przybyła tu, by nam pomóc. Wiesz przecież, że ostatnio kwiaty w królestwie źle się czują. I to nasze kichanie... – uspakajał go Brązowy, trochę niepewny, czy Wodnik nie wybuchnie gniewem.

- A tak, tak. Ale czy ona może pomóc?

- Wierzę, że tak. A jak twoje źródła?

- Ano, ostatnio trudno mi się skupić. Chory jestem, czy co? Zasypiam nocami, a to niezwykłe u Wodników. Słyszę jakieś szmery, ale nie mogę opanować ziewania, powieki same mi opadają... . Potem budzę się i co widzę? Coś pływa w wodzie, mieni się, brzydko pachnie. Nie wiem co to. Ryby uciekają, rośliny więdną. Skąd się to bierze? Próbowałem wyłowić paskudztwo, oczyścić wodę moim magicznym sitem. Bez skutku! – skarżył się Wodnik, wymachując przy tym swymi rękami, które jako żywo przypominały rybie płetwy.

- Nie martw się, dowiemy się wszystkiego! – zapewniła go Agnieszka. - Pozwól nam tylko ukryć się tu, w szuwarach.

- Dobrze, – zgodził się Wodnik - a teraz ciiiicho, bo wydaje mi się , że coś słyszę... . Ziewnął przeciągle, głowa sama opadła mu na piersi i ..., po prostu zasnął. Tymczasem z mroku wyłoniła się postać. Trzymała w ręku woreczek z czarnym pyłkiem i dmuchała nim w kierunku Wodnika. Potem podeszła do niego by sprawdzić, czy mocno śpi.

1 komentarz:

  1. Chyba w życiu nie uda mi się czegoś tak długiego a jednocześnie nie nudnego napisać;)

    OdpowiedzUsuń