czwartek, 18 marca 2010

ŻYCIORYSY



Agnieszka Machówna

Nie, szlachcianką nie byłam. Teraz, gdy w czyśćcu za winy moje pokutować muszę, szczerze to przyznaję. Kłamstwo i uroda – to moja droga ku życiu w dostatkach. Spójrzcie, nawet jako mara, jeszcze błyszczę pięknością nieprzeciętną. Ale nie dziwcie się biednej chłopce, że z taką inteligencją i wdziękiem chciała w salonach królować, a nie w oborze, przy bydlętach, białe rączki do krwi żywej zdzierać. Ja Agnieszka, podająca się za Jadwigę, z domu Machówna, pozostawiłam tego kozaka, mego męża i ruszyłam do Krakowa, by zabawić się nieco. Wróciłam potem, ale co za nuda! Nie dla mnie wiejska zagroda. Wypuściłam się tedy do stolicy. XVII wiek, Warszawa taka powabna. Ja też. Poczynałam sobie gładko. Uwierzyli, że jestem szlachcianką, córką Zborowskiego i jego żony, z domu Kopciówny. Mimo iż bez wykształcenia dworskiego, przyćmiłam najznamienitsze panie. Chłopka zwykła! Jednak bez języków obcych, - tak, wtedy też – jak bez ręki! Trzeba było wziąć się za naukę. Umysł mój chłonny, szybko zapełniły wszelkie pardon, danke etc. Teraz już tylko rozkochać jakiegoś panicza i gotowe. Ten Kolatti, szlachcic austriacki, bogaty, a jakże, szybko wpadł w me sidła. Ślub – i do Austrii. Bigamia? Może, ale czy ja kogo skrzywdziłam, ból zadałam? Przeciwnie. Im więcej tych ślubnych, tym więcej ludzi „legalnej” rozkoszy ze mną zażywało. Fakt, w Wiedniu przeholowałam nieco z rozkoszami i Kolatti mnie porzucił. Ach, niegodny! Nie miałam wyjścia. Skargę do cesarza Leopolda wygotowałam, jako ograbiona, zniewolona polska arystokratka, przez męża środków do życia pozbawiona. I znowu uroda pomogła. Z sumką wypłaconą mi przez „niedobrego męża”, ruszyłam na podbój Italii. Adorowali mnie pierwsi kawalerowie Austrii, Italii, Francji. Nawet biskupi i kardynałowie. Nie myślcie, że to łatwe zadanie. Ileż zręczności trzeba, taku i powabu, by zaspokoić znamienite gusta wielkich panów. Ale w końcu o przyszłości pomyśleć trzeba. A ten kasztelanic, Stanisław Rupniewski, taki młodziutki i słodki, tak łatwo mi uległ. Biedactwo, sierotą właśnie został. Zaopiekowałam się nim i jego pokaźnym majątkiem. Ach, jak cudnie płynął czas na wojażach, balach, miłosnych uniesieniach. I wtedy stało się – nieszczęśliwie zmarł mój kasztelanic. Wdowa, ciężarana, musiałam zadbać o przyszłość naszego dziecięcia. Papiery miałam, nie wahałam się więc zajmować majątków mego zmarłego męża. Nie, ona nie miała racji! Ta siostrunia mego męża, Anna Barbara z Rupniewskich Szembekowa. Chciała unieważnić moje małżeństwo!
Dlaczego mam zamilknąć? Będę krzyczeć, bronić mej duszy! Dzisiaj Dziady, każda dusza ma swoją chwilę, chcę i ja mieć swoją. Odejdźcie! Dajcie mi mówić! Cóż, żeś ty Izabella Czartoryska, a ja prosta chłopka? Czekaj swej kolei! Równeśmy teraz dusze... .
Ta Szembekowa pozwała mnie przed Trybunał, chłopskie pochodzenie wytykała i bigamię. Trzeba było się bronić, choćby dla dobra synka mego, Rupniewskiego przecież. Najlepsza droga, to kolejny raz na ślubnym kobiercu. Niestety, mój wybranek Domaszewski, rotmistrz królewski i starosta łukowski, zbytnio interesował się moimi pieniędzmi i klejnotami. Szybko odwrócił się ode mnie, gdy przed sądem przewagę osiągnęli Szembekowie. Nie pogardził znaczną sumką i wydał mnie, podstępem zawiódł przed gmach Trybunału, wskazał żołnierzom. Mimo iż uwięziona, poradziłam sobie i teraz. Wszechwładny pieniądz zyskał mi przychylność bocznej linii Zborowskich. Rodowody przedstawili, za córę uznali. Ale ta zacięta Szembekowa odnalazła mego pierwszego ślubnego męża. Tu jakoś się wywinęłam, gorzej poszło z rzekomą matką Zborowską z domu Kopciówną. Ta konfrontacja już nie była tak pomyślna. I wtedy wszystko się wydało – sfałszowane metryki, niezgodności w dokumentach. Wyrok zapadł. Kat spełnił swą powinność. Nikt nie zaprzeczy, że umierałam mężnie i spokojnie, a o dziecku i jego przyszłości myślałam do ostatniej chwili. Sprawiedliwość zadowoliła się moją głową. Mój syn zmarł w zapomnieniu, zdrajca Domaszewski zrobił karierę, a krzywoprzysiężcy Zborowscy żyli dalej w spokoju. Nikt biedny nie doznał ode mnie krzywdy, wszystko osiągnęłam dzięki urodzie i inteligencji. Ja, Agnieszka Machówna nie skrzywdziłam.... .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz