Zwiedziliśmy, podziwialiśmy, zachwycaliśmy się... - każdego dnia, poranka i wieczorem, nocą nawet. Ale od początku.
Pierwszy dzień - Potsdam
Od razu pobił nasze serca. Zmęczeni podróżą i drzemaniem z dziwacznie powykręcanymi częściami ciała, od czego ja łabędzia zaczęłam przypominać (biała, bo nieopalona i z wygiętą szyją), nogami ściśniętymi między jednym bagażem, a torbą wypchaną przewodnikami i mapami (kierowca nie drzemał, na pewno, red bull'a popijał:-))), na pewno), z przyjemnością rozprostowaliśmy nogi w Ogrodach otaczających pałac Sanssouci (298 ha)!, dawną letnią rezydencję Fryderyka II Wielkiego. Hektary czuliśmy potem w łydkach - i znowu można było postękać, że bolą.
Drugi dzień - Berlin.
Jakoś nigdy nie miałam ochoty na spotkanie oko w oko z Berlinem. A tu - przyjemne zaskoczenie. Miasto robi wrażenie zarówno na tych, którzy lubią powiew historii, jak i na tych, którzy preferują nowoczesne wiatry - modern i super modern oraz na tych, co wodny żywioł cenią. W Berlinie jest prawie 190 km dróg wodnych i więcej mostów i mostków niż w Wenecji! Można odpocząć w kawiarence na leżaku, można zajrzeć do muzeum... .
Zabytków nie brakuje. Na zdjęciu poniżej - Katedra w Berlinie (niem. Berliner Dom)
Wśród turystów i mieszkańców, zaplątaliśmy się i my - Agniś z nieodłączną książką plus reszta załogi, wyleguje się na trawniku przed katedrą.
Dzień trzeci - nastąpi w kolejnym odcinku. ZAPRASZAM
Fajnie jeszcze raz spojrzeć na zdjęcia i poczytać opowieść :)
OdpowiedzUsuńNiestety już wróciliście i w domu znowu jest bałagan :(
OdpowiedzUsuńHaha - żartuję ;) kto jak kto, ale TY potrafisz zadbać o czystość :) No i mogę poświadczyć, że zadowoleni wszyscy rzeczywiście są !