piątek, 9 kwietnia 2010

WOMKRET

Stało się. Postanowiłam i nie ma odwrotu - oto początek bajki dla dzieci (średni wiek szkolny), 
a konkretnie opowieści
o przyjaźni Patinki i Karola z "niezobaczalnym" Womkretem,
o odpowiedzialności za tych, którzy są nam bliscy i o krainie dzieciństwa, w której wszystko jest możliwe :-))))))))))))))))))))))))).

Rozdział I

Częściowo była to wina pogody. Na pewno! Nadciągająca burza, pioruny, błyski – coraz bliżej i bliżej. Patrycja zwana Patinką śpieszyła się. Chciała być w domu przed burzą. Dlaczego? Bo zawsze lubiła być pierwszą. W szkole, w zabawie, nawet teraz, w wyścigu z burzą. I wtedy stało się. Patinka otworzyła drzwi – burza była tuż tuż, deptała jej po piętach. Silny wiatr szarpnął drzwiami. Karol spojrzał w ich kierunku. Coś zamigotało pod stopami Patinki, ale nikt nie zauważył, że oprócz dziewczynki w holu pojawił się jeszcze ktoś. To był oczywiście Womkret. Nie mogli go zobaczyć, to do niego nie pasowało, ponieważ był niezobaczalny. O jego obecności świadczył krótki błysk, ale jak powszechnie wiadomo, nie wszyscy zwracają uwagę na błyski. Womkret lubił wszelkie płomienie, błyski, krótko palące się światło. Błyskawice, burze – to jego żywioł. Nie lubił być widzianym, stąd ta jego niezobaczalność. I jeszcze jedno – dom, w którym zagościł Womkret, nie był już nigdy tym samym domem co dawniej. A tym razem Womkret znalazł się w domu Patinki i Karola.
- Burza. Uwielbiam burzę. – Z uśmiechem stwierdził Karol. – A ty? – zapytał Patinkę.
- Przecież wiesz. Nie ma nic lepszego niż pioruny za oknem – odpowiedziała Patinka
W tym momencie wielka i najjaśniejsza z najjaśniejszych błyskawica rozdarła niebo niemal na dwie połowy. Dzieci, z noskami przyklejonymi do szyby okiennej, wydały radosny okrzyk. Obok jeszcze ktoś zachichotał radośnie, ale one tego nie słyszały, wszystko utonęło w huku i błyskach.
- Jestem głodna – zawsze jestem głodna w czasie burzy – oświadczyła Patinka.
- Dobra, zjedzmy coś. Wyjmij z lodówki ciasto, wiesz, to z jagodami i galaretką – powiedział Karol. Patinka pobiegła do kuchni. Po chwili wróciła z ciastem, talerzykami i łyżeczkami.
- Jeszcze sok – przypomniał Karol i we dwoje ruszyli w kierunku kuchni. Kiedy wrócili niosąc kubeczki, sok i czekoladowe wafelki, taca na której wcześniej leżało ciasto była pusta! Lśniła tylko jakoś dziwnie, wypolerowana niemal do czerwoności. Dzieci stanęły jak wryte, wpatrując się w tacę. W tym momencie kolejny piorun uderzył z ogromną mocą. Patinka i Karol spojrzeli w okno.
- O rety! – krzyknęła Patinka, gdy ponownie rzuciła okiem na tacę – ciasto wróciło!
- A może nam się tylko zdawało, że go nie ma. Wiesz ta burza, błyskawice, dzika atmosfera, to i oczy mogą trochę zwariować. Lepiej zjedzmy je czym prędzej – stwierdził Karol i nałożył sobie potężny kawałek na talerzyk. Patinka zrobiła to samo. Nagle, gdy Patinka przełknęła pierwszy kęs, oczy jej zamigotały, a z uszu posypały się iskry. Co gorsza, to samo przydarzyło się Karolowi. Na chwilę w pokoju zrobiło się jasno jak w słoneczny dzień, choć za oknem wieczór zagościł już na dobre, a oni wcale nie zapalali światła, by z tym większą przyjemnością obserwować burzę.
- Ale numer – roześmiał się Karol. – Burza wpadła do naszego ciasta i ciska piorunami.
I oboje zaczęli się śmiać. Przy akompaniamencie iskier i błysków dokończyli ciasto – z uszu im dymiło, a ciasto wydawało się być sto razy lepszym, niż wcześniej.
- Nie wiem, czy picie soku nie skończy się wybuchem wulkanu – zażartowała Patinka.
Zaczęli popijać sok, ale o dziwo nic się z nimi nie działo – żadnych eksplozji, żadnej lawy, żadnego dymu z gejzerów. A za oknami żywioły powoli uspokajały się, burza cichła i cicha ciemność, czarna jak kot czarownicy, zapanowała nad światem. Dzieci zapaliły światełko w pokoju. Takie malutkie i słabe.
- Wiesz, mama nie lubi ciemności. Zawsze zapala wszystkie światła w domu – powiedziała Patinka.
- Zaraz, przypomnij mi, kiedy rodzice wracają. Za miesiąc?
- Mmm, chyba tak... .

Może to niektórym wydawać się dziwne, ale wyjazdy rodziców Patinki i Karola nie zdarzały się rzadko. Często zostawiali dzieci same i to na długo. Mieli do nich pełne zaufanie. Musieli wyjeżdżać, a one nie miały ochoty opuszczać domu – były zatwardziałymi domatorami. Poza tym w przydomowym ogrodzie mieszkały różne stworzenia, które trzeba było karmić, czesać i głaskać – papuga, jeżozwierz, leniwiec, mrówkojad i leniwy kot zwany Kotpan. I tak – to Patinka i Karol byli głównymi lokatorami, sami dbali o siebie i o dom, a tylko od czasu do czasu wpadała Szalona Babciocha, by sprawdzić, czy kochanym pyszczkom niczego nie brakuje, mają co jeść i w co się ubrać. Kiedy wpadała do domu, przewracała go niemal do góry nogami – sprzątała, polerowała i śpiewała arie operowe. A głos miała nie byle jaki! W tym czasie dzieci pałaszowały przywiezione przez nią naleśniki i zagryzały kiszonymi ogórkami (nietypowe zestawienie? Nie dla Szalonej Babciochy i jej ukochanych wnucząt). Potem wszystko cichło, Babciocha całowała „ukochane mordki” i znikała tak szybko, jak się pojawiła ,wciskając gaz do dechy w swym jeepie. Dzieci lubiły jej wizyty, ale też z przyjemnością wsłuchiwały się w ciszę, która otulała domek po odjeździe Szalonej Babciochy. I właśnie teraz Patinka i Karol usłyszeli za oknami znajomy pisk opon.
- Babciocha! – krzyknął Karol i oboje rzucili się do drzwi.

Wraz z nimi w drzwiach stanął jeszcze ktoś, ale oni o tym nie wiedzieli, tylko kilka iskier na podłodze świadczyło o obecności Womkreta. Babciocha żwawo wyskoczyła z samochodu, przytuliła wnuczęta, które wieszały się na niej bez skrupułów.
- Moje pyszczki ukochane! Ale się za wami stęskniłam przez ten tydzień! Widziałyście burzę? Cudna! Chodźmy do domu, to pokażę wam, ile pyszności przywiozłam.
- Huraaa! – tym radosnym okrzykiem dzieci potwierdziły swe uwielbienie dla babcinej sztuki kulinarnej.

W czasie, gdy dzieciaki opróżniały kolejne paczuszki z jedzeniem, Babciocha porządkowała domek. Najpierw wyrzucała wszystko na środek największego pokoju, następnie większość rzeczy pakowała do worka, jako zbędne. Kiedy wór napęczniał znacznie, stwierdziła:
- Następnym razem porządki potrwają dwie minutki.
Rzeczywiście, bo w szafach niewiele zostało. Zawsze tak robiła. Ale gdy w końcu szafy i szafeczki świeciły pustkami, przywoziła dzieciom mnóstwo pakunków, pudełek, wypełnionych po brzegi „wspaniale niezbędnymi rzeczami” i mogła zaczynać porządki od nowa.
- Teraz małe szorowanko podłogi – krzyknęła zachwycona.
Chwyciła wiadro napełnione wodą i chlust! Potem otworzyła drzwi i wygarnęła zmywakiem do podłóg wodę na podwórze.
- Gotowe! Aż pachnie czystością! – mrugnęła wesoło do dzieci i zaśpiewała Na mnie czas, żegnam was na melodię fragmentu „Czterech pór roku” Vivaldiego. Dała dzieciom po tysiącu buziaków i w rytmie walca ruszyła do samochodu . Za chwilę tylko tuman kurzu na drodze świadczył o jej pobycie u Patinki i Karola.
- Chodźmy nakarmić zwierzaki – zaproponował Karol.

Przed drzwiami domku Kotpana (mieszkał w malutkim pałacyku, którego jedna ściana stykała się ze ścianą domu dzieciaków) zauważył coś dziwnego – mały, lśniący kluczyk z przywiązaną srebrną wstążeczką. Karol podniósł go. Kluczyk był gorący, chociaż leżał na mokrej ziemi!
- Popatrz Patinko. – Karol pokazał siostrze znalezisko.
- On mi coś przypomina... – Patinka zamyśliła się. Położyła paluszek na ustach. – Wiem! – wykrzyknęła radośnie. – Łódka!
- Jaka łódka?
- No, ta która stoi nad Dzikim Jeziorkiem .

6 komentarzy:

  1. Aniu, ależ Ty masz wyobraźnię. Czy ty gdzieś publikujesz, jakieś wydawnictwo wie o Twoim istnieniu? Serdeczności. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzę sobie :-) Czytam sobie :-) Świetna opowieść, w moim przypadku na dobranoc (jest 23.13)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki "naczynie gliniane" (oj, zabawnie tak się zwracać do osoby z krwi i kości :-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jolanto, miło mi czytać Twoje słowa :-). Lubię pisać dla siebie i rodziny. Nigdzie nie publikuję. Kiedyś prowadziłam kółko teatralne i wystawialiśmy "sztuki" mojego autorstwa - świat, choć bardzo maleńki - zobaczył i usłyszał. Trochę piszę dla Nowej Ery, ale to zupełnie co innego - edukacyjnie i logopedycznie, do podręczników. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki siostrzany Sarmatixie :-)

    OdpowiedzUsuń