Wracam do wakacyjnych wspominanek, ale trochę niechronologiczne. Ostatnim punktem programu pt. " Le Voyage en France" był PARC ASTERIX. Wspólnie ustaliliśmy, że wybierzemy coś bardzo francuskiego, bo Disneyland to tylko "in America" (maybe one day… J). Przez Paryż śmignęliśmy nocą i tylko ja zdążyłam dojrzeć gdzieś w oddali Wieżę Eiffla, czubeczek , środeczek i nóżki. Obudzone dzieci i kierowca, zbyt powolni, musieli zadowolić się tylko nóżkami słynnej wieżyczki. Paryża nie planowaliśmy – za mało czasu i pieniędzy. Ale Asterix, to dla dziewczyn jak wisienka albo czekoladowe serducho na torcie. Moninia już tam była, opowiadała, zdjęcia pokazała i – koniec, no koniec. Dzieci też mają swoje prawa. Chociaż, co tu kryć, mąż i ojciec bawił się niezgorzej … . Zaliczyli wszystkie atrakcje, roller castery, kąpiele wodne, kaskady - wodospady itp. Kasik też! Tylko ja, pechowiec, przechorowałam, przesiedziałam (takie tam żołądkowe sensacje mnie dopadły. Wiedziały kiedy, dranie. Po jednej huśtawce impreza dla mnie była już "finto")
W swoim żywiole…, mniamci, ale to już ostatni uśmiech tego dnia… .
Barbe à papa - i już wiadomo, skąd Barbapapa. Pamiętacie dobranockę dla dzieci o tym tytule????
Dzielna, silna, choć zmoknięta :-)
Cola tylko jedna...
a ten Zeus, to ma majteczki w kwiatki!!!!!
Ciąg dalszy, wiadomo, nastąpi :-)))))))))))))))
Ciąg dalszy, wiadomo, nastąpi :-)))))))))))))))
Temu kto wymyślił cyfrowy aparat należy się NOBEL!
OdpowiedzUsuńLato i wakacje, ach gdzie Wy???
OdpowiedzUsuńMiło pooglądać sobie trochę fajnych zdjęć :)
tylko pozazdrościć dobrej zabawy:)
OdpowiedzUsuńWitaj Anulko :)
OdpowiedzUsuńPiękny fotoreportaż! I nareszcie wiem, skąd jest barbapapa, jedna z moich ulubionych dobranocek!
Dobrze, że są takie miejsca na ziemi, gdzie (oczywiście już po zapłaceniu wejściówki) możemy na chwilę zapomnieć, że nie jesteśmy już dziećmi!
pozdrawiam!
now that's my kind of cotton candy! i love it! : )
OdpowiedzUsuń:) fajnie wam :)
OdpowiedzUsuń