Małe tańczące pyłki spadały na ziemię, za nimi spieszył jakiś kłaczek, a na końcu wirował skrawek papieru, który wylądował na rękawie mojej kurtki.
- No, i co ty na to? – zdawał się pytać.
- Nic, już wiem.
Bogusia trzepała koce, narzuty, poduszki. Pewnie zaraz rozpocznie przesuwanie szaf i wywlecze ciężki, wełniany dywan. Po raz kolejny „strzepywała marzenia i nadzieje”. Wyfruwały z jej mieszkania wraz z kurzem i niepotrzebnymi śmieciuszkami – tak samo niepotrzebne, zawadzające, jak kurz – wciąż powracające, choć co dzień wypraszane.
Wbiegłam po schodach. Zapukałam. Cisza. Nacisnęłam klamkę. No tak, znowu nie zamknęła drzwi i każdy powsinoga mógł wejść i wynieść... . Właśnie, cóż on mógłby stąd wynieść?
- Bogusia ! – wydarłam się w głąb pokoju. Bogusia wysunęła głowę, nogi pozostawiając na balkonie.
- Cześć! Wejdź i zrób sobie kawę, bo nie sądzę byś miała chęć na herbatę. Jestem zajęta i ciesz się, jeśli poświęcę ci choć minutę.
Bogusia odwróciła się i wróciła do trzepania.
- Dobra, dobra. Chyba nie muszę pytać... ?
- Nie musisz – odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy. – Nie zatrudnili mnie.
- Ale dlaczego? Mówiłaś, że tym razem to już na 100%. Przecież wszystko było uzgodnione i chodziło tylko o podpisanie umowy?
- Tak, ale w międzyczasie zjawił się facet i facet dostanie tę pracę. Baba znów zostanie na lodzie.
- Jak to uzasadnili?
- Jak? Nijak! Takie tam trele – morele. Wiesz, kiedy on mi to mówił, widziałam w jego oczach taką samą ironię, jak u kolegów ze studiów, wygłaszających tę swoją zagadkę: „W czym kobieta elektronik przypomina świnkę morską?”
- „ Że ani świnka ani morska” – odpowiedziałam. Dobrze znałam to powiedzonko.
- Właśnie. - Bogusia z zaciśniętymi ustami powróciła do trzepania.
Wiedziałam, że to koniec naszej rozmowy. Nie powie już ani słowa na ten temat. Było mi strasznie przykro. Tyle lat nauki, studia podyplomowe, kursy, języki, doświadczenie. Na nic. Bez znaczenia. Zawsze w drugim rzędzie. W pierwszym – płeć męska.
Wsiadłam do samochodu. Za chwilę byłam już na Puławskiej. Skręciłam i zostałam na lewym pasie. No nie! Od razu klaksony! Pewnie, że zaraz zmienię pas, ale na razie nie mogę. „Nie ma nic gorszego, niż baba za kierownicą” – mawia mój tata. Oczywiście, lepiej gnać ile silnik pozwala i skończyć w rowie, kasując po drodze kilku zbędnych przechodniów. Nagle, na sąsiednim pasie zamajaczył mi samochód z intrygującą naklejką na tylnej szybie – „baba za kierownicą”. Lepiej od razu się przyznać.
A potem, gdy byłam już w domu, zadzwonił telefon.
- Anka? Słuchaj, jestem wściekła.
- To znaczy, że pokłóciłaś się z Markiem.
- A co myślisz? Powiedział, że jak typowa kobieta „nie wiem co myślę, zanim nie usłyszę co mówię”.
- Chyba zbytnio się przejmujesz męskim gadaniem. Lepiej powiedz, co słychać w waszym Domu Dziecka.
- Mam rewelacyjną wiadomość! Zatrudnili faceta! Rozumiesz? Facet pracujący w domu małego dziecka! Ubaw po pachy. Jest u nas tydzień, a miał już z dziesięć przygód z niemowlakami. Tylko pytanie, czy to na pewno facet, skoro przyszedł do nas do pracy.
Tak, to było bardzo śmieszne. Chyba muszę sprawdzić, gdzie sprzedają te naklejki z dumnym napisem „baba za kierownicą” … .
Kurczę, zawsze jest przykro, kiedy zatrudnia się kogoś na stanowisko, na które mamy wszelkie szanse i kwalifikacje.
OdpowiedzUsuńWspółczuję koleżance.
A ten facet z niemowlakami... Mnie też zawsze jakoś do maleńkich dzieci pasowałaby kobieta.
W takich momentach zastanawiam się jednak nad nepotyzmem.
ja studiowałam p.wczesnoszkolną z jednym chłopakiem na roku...ale szczerze powiedziawszy nie chciałabym, żeby moje dzieci uczył! Niestety!
OdpowiedzUsuńach ta dyskryminacja bo jak to inaczej nazwać?
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, że kobiety zawsze odczuwają ją bardziej
Bogusia -trzymaj się i nie trać wiary!
Zaczytałam się...
OdpowiedzUsuńKiedyś o tym pisałam... temat rzeka, bądź sobą i już. Koleżanki szkoda, ale to tylko świadczy o pracodawcy. Ech...
OdpowiedzUsuńA tę kawę to sama zrobiłaś???? - że tak nie na temat się wypowiem! Jeśli tak, to koniecznie napisz, jak cos takiego zrobić:)
OdpowiedzUsuńNie, Naczynie drogie, nie umiem :-(. Ale ja obok "zdjęcia kawowego" przenigdy obojętnie nie przejdę. Uzależniona jestem - od kawy, od zdjęć na temat, zapachu na temat... ;-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń